Poznajecie się przypadkiem. Tak naprawdę wypatrujesz go w tłumie. Później rozmawiacie, spotykacie się, zaczynasz dobrze czuć się w jego towarzystwie. Uśmiechasz się. Serce bije ci szybciej, gdy wiesz, że za chwilę go zobaczysz. W końcu przyjeżdża do ciebie do domu. Przedstawiasz go rodzicom. Nie pokładają wielkich nadziei, ale nie obchodzi cię to. To twoje życie. Wiesz, że z czasem i tak go polubią. Mieszkacie razem. Ty studiujesz, on pracuje. Jadacie wspólne obiady, wieczorami spacerujecie po mieście. Weekendy spędzacie zawsze razem. Na mieście albo w domu. Czasami się sprzeczacie, ale zawsze potraficie się porozumieć. Jest wam razem dobrze. Któregoś razu kłócicie się i wychodzisz z walizką trzaskając drzwiami. Po drodze uświadamiasz sobie, że on wcale za tobą nie wyszedł. Idziesz do parku i siadasz na pierwszej z brzegu ławce. Mija godzina, a on nawet nie zadzwonił. Może to moja wina, myślisz i wracasz do domu. Jesteście razem, to się liczy. Mija kolejny rok. Ty odnosisz sukcesy naukowe, on awansuje w pracy. W końcu kupujecie dom. Urządzacie go. To będzie nasz nowy początek, mówicie i nie wiecie jak bardzo jesteście w błędzie. Jecie obiad, ale tak naprawdę nie robicie tego wspólnie. Każde jest myślami gdzieś indziej. Oglądacie film i nie dyskutujecie nad fabułą jak kiedyś. Kiedyś. Na samo wspomnienie kręci ci się w oku łza. On pracuje po godzinach, a ty zostajesz na szkoleniu do późnego wieczora. Wracasz do domu i nie pędzisz jak kiedyś. Nie zależy ci już na tym by być jak najszybciej i mieć jak najwięcej czasu z nim. Zdarzają się takie dni, że jedziesz naokoło, dalej, żeby pomyśleć. Wiesz, że to nie to samo, co kiedyś, ale wmawiasz sobie, że tak musi być, że młodzieńczą miłość zastąpiło dorosłe życie. Taka kolej rzeczy. Wspólne święta, urodziny, ale już bez prezentów, bez niespodzianek. Nie zaskakuje cię jak wcześniej. Raptem wszystko straciło swój urok. Nawet nie wiesz kiedy to się stało. Już nie spędzacie długich weekendowych poranków w łóżku, nie zarywacie nocy do czwartej nad ranem, nie budujecie napięcia w SMS-ach przed powrotem do domu. Nie pamiętasz kiedy ostatni raz wrócił do domu z bukietem kwiatów albo ulubioną czekoladą, tak bez okazji, a nawet przy okazji. Zaczyna cię to boleć i uzmysławiasz sobie, że to, co było już nigdy nie powróci. Ten cały żal zalewa cię od środka. W końcu wybuchasz i wszystko z siebie wyrzucasz, ale on nie rozumie. Dla niego wszystko jest porządku. Gdzie podziało się to uczucie, myślisz i dociera do ciebie, że z biegiem lat po prostu się ulotniło, wyparowało, zniknęło. Zastanawiasz się czy mogłaś temu zapobiec, czy byłaś w stanie uratować ten tonący statek. Tylko jak wyciągnąć na brzeg prawie zatopioną łódź, kiedy samemu jest się za burtą? W miłości nie chodzi o słodkie pocałunki, kwiaty w wazonie, drogie prezenty. W miłości chodzi o miłość. O bycie razem, wspólnie, obok siebie. O bycie dla siebie, nawzajem, ramię w ramię. O bycie. Po prostu. A kiedy dwie osoby stoją obok siebie, ale nie razem, to już przepadło. Minęło. Nie ma czego zbierać.
— nacpanaasoup
Reposted from nacpanaasoup via mountaingirl